Ostatnio staram się dużo czytać. Wynika to i z chęci, i z konieczności. Nie mam jednak kompletnie ochoty (a może i czasu...?) na beletrystykę. Mam do przeczytania kilka książek związanych z tematem mojej pracy magisterskiej. Zaczytuję się i odkrywam, że ta tematyka naprawdę mnie kręci :-)
O swoich studiach mogłabym powiedzieć wiele złego, ale też nie będę odbierać im zasług - nauczyły mnie kilku rzeczy. Na przykład krytycznego czytania (i wybierania książek). Kiedyś pochłaniałam książki i każdy autorski głos uważałam za słuszny, a kiedy dochodziło w różnych pozycjach do ścierania się poglądów, to nie do końca wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
Poza tym, że na nowo nauczyłam się czytać, przez ostatnie trzy lata w pewien sposób poszukiwałam siebie i swojego światopoglądu, i w tym momencie z pewnością w głosie mogę mówić o tym, kim jestem, jakie mam poglądy, a jednocześnie nie zależy mi na tym, by kogokolwiek do nich przekonywać. Oczywiście, że w najbliższych latach pewnie wiele rzeczy jeszcze się zmieni, wiele się ukształtuje, ale to, kim jestem dziś, a właściwie świadomość tego, kim jestem, to fundament pod osobę, którą będę za kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat.
Nie chcę tutaj, na tym blogu, zajmować się moim i cudzym światopoglądem; nie chcę kłótni o sprawy abstrakcyjne, jak wiara czy polityka. Uważni wyczytają moje poglądy między wierszami blogowych wpisów.
Wracając do książek - obecnie czytam Milczącą obecność Elżbiety Adamiak. A czytam tak:
Każda kolorowa karteczka to miejsce, w którym apogeum osiągnęła moja irytacja poglądami autorki. A irytacja działa na mnie inspirująco i każda polemika z autorką zawarta w skrócie na każdej z karteczek będzie miała swoje rozwinięcie w mojej pracy ;-)
Warto czytać, moje drogie - nie tylko beletrystykę!
Tymczasem idę... nie, nie czytać. Gotować :P
Dobrej niedzieli! I pochwalcie się, co ostatnio przeczytałyście! ;*