Cześć!
Co to był za weekend... Trochę kulinarny, trochę szkolny (pierwszy egzamin na florystyce zaliczony na czwóreczkę ;-)), trochę śmieszny. A co się działo?
Zrobiłam dżem truskawkowo-rabarbarowy. Jak zwykle skorzystałam z przepisu niezawodnej Agaty (www.agatagotuje.pl) - tym razem na dżem truskawkowy bez fiksów. Zmniejszyłam proporcjonalnie ilość składników (wykorzystałam 1,5 kilograma truskawek), a do tego dodałam dwie łodygi rabarbaru. Wyszło pysznie. Dżem nie ma bladego koloru jak większość truskawkowych przetworów; jest trochę słodki, trochę kwaśny - już nie mogę się doczekać naleśników!
Do zrobienia kapturków na słoiki wykorzystałam kupiony kiedyś w Biedronce bieżnik, który po pierwszym praniu zmniejszył się o połowę i okazał się niemożliwy do wyprasowania ;-) Trochę się pośmiałam, jak ustawiłam wszystkie słoiki obok siebie i stwierdziłam, że w tych wdziankach wyglądają trochę jak... sześć małych Arabów :P
Poza tym zrobiłam gotowany sernik na herbatnikach. Czaiłam się na niego od baaardzo dawna ;-) Tym razem zdradziłam Agatę :P Przepis wzięłam z martexsweetdreams. Użyłam maślano-kakaowych herbatników z Biedry i moje ciasto... cóż, zawiera lokowanie produktu:
Robiąc dżem z truskawek odlałam słoik pysznego soku truskawkowego. Pomyślałam, że zrobię na jego bazie coś na kształt lukru, którym poleję sernik - niestety nie wyszło, sok się troszkę rozpłynął, zamiast zastygnąć, ale za to sernik nabrał lekko truskawkowego smaku, więc poza kwestią estetyczną wyszło mu to na dobre :-)
Sernik jest naprawdę przepyszny, rozpływa się w ustach. tylko dla mnie trochę zbyt słodki. Pierwszy raz od dawna użyłam do deseru dokładnie tyle cukru, ile w przepisie - a to ze względu na mojego R., dla którego miarą atrakcyjności ciasta jest to, jak mocno łupie słodyczą w zęby :P Zwykle biorę mniej cukru - tutaj użyłabym nie 150, a 100-120 gramów.
Tyle moich weekendowych podbojów kulinarnych.
Zmieniając temat - tydzień temu na zajęciach (^^) zrobiłam sobie etui na telefon. O takie byle jakie:
Szału nie ma, ale swoją funkcję spełnia.
Pozostaje jeszcze kwestia śmieszności tego weekendu. Otóż w sobotę byliśmy na Polskiej Nocy Kabaretowej w Teatrze Letnim w Szczecinie! To był mój prezent urodzinowy dla R. Właściwie od pierwszego roku studiów kusiło nas, żeby się tam wybrać, no i wreszcie postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i kupiłam bilety :-) Noc nie była ciepła, ale mieliśmy ze sobą kocyk, kupiliśmy po herbacie i jakoś przetrwaliśmy. A opłacało się! Kabarety na żywo robią dużo lepsze wrażenie niż w telewizji. Było duuużo śmiechu!
I wiecie, że już czerwiec? I zaraz sesja? Ajjj, myśleć mi się o tym nie chce!
Dobrego dnia i tygodnia <3
Dziękuję Wam wszystkim za gratulacje pod poprzednim postem ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje mnie do pracy! Dziękuję! :-)