środa, 24 lipca 2013

Naprawdę nie dzieje się nic?

Hej,
dawno tu nie zaglądałam - tu, czyli do formularza, za pomocą którego dodaje się nowe posty. Bo na Wasze blogi - owszem, zaglądałam, jak zawsze.

Trochę się ostatnio wydarzyło i chyba potrzebowałam odpoczynku, ucieczki, teraz jest już dobrze, nabieram energii do dalszego tworzenia; jeszcze nie jest to maksimum możliwej do osiągnięcia przeze mnie energii, ale mocno oddaliłam się już od zupełnego energii braku.



Podsumuję ostatnie dni:
1. Obroniłam się na piąteczkę, zostałam przez szanowną komisję podczas egzaminu licencjackiego wychwalona, że ho, ho - piszę Wam o tym nie przez brak skromności, ale przez dumę, która wciąż mnie przepełnia.
2. Zrobiłam przepyszne racuszki, których zdjęcie miałam pokazać Wam już jakiś czas temu. Odsyłam do przepisu Agaty. Moje zmiany: jabłek nie kroiłam, starłam je na tarce o dużych oczkach; nie dodawałam rodzynek, bo ich nie lubimy; po usmażeniu pierwszej partii dodałam do ciasta więcej cukru; smażyłam na oleju słonecznikowym, bo po pierwszej partii rzepakowy się skończył.
3. Przyjechałam do Łasku, do Mamy.
4. Wypożyczyłam kilka książek i staram się czytać, choć przyznać muszę, że z książką w ręce szybko mi się teraz zasypia - czy te trzy lata studiów tak mnie do spania na książkach przyzwyczaiły?
5. Byłam na spotkaniu klasowym, na którym bawiłam się bardzo dobrze; spotkałam osoby, które ostatnio widziałam na maturze - i choć minęły zaledwie trzy lata od tamtego momentu, to wiele się u każdego zmieniło.
6. Zrobiłam dziś pyszny obiadek i niepyszny deserek.

To wszystko, co przychodzi mi do głowy. Za kilka dni wracam do Szczecina, by intensywnie szukać pracy.

A teraz mam do Was pytanie, które może mi pomóc w pewnym projekcie:
Zdarza Wam się pisać? Wiersze, opowiadania, a może jeszcze inne teksty - choćby do szuflady? A może chcecie pisać, lubicie to robić, ale nie macie czasu, pomysłu bądź motywacji? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!

Dobrej nocy.

wtorek, 16 lipca 2013

Historia pewnego rosołu

To będzie post o tanim jedzeniu. W końcu studentką jestem. A gotować lubię.

Zrobiłam więc rosół. Miało być tanio. Kupiłam - standardowo w Biedrze - ćwiartkę tylną z kurczaka, pęczek młodej włoszczyzny i makaron babuni. I zrobiłam z tego wielki gar pysznego rosołu, bo ja umiem zrobić naprawdę pyszny rosół. Jedliśmy rosół w niedzielę, jedliśmy rosół w poniedziałek (dla urozmaicenia: z jajkiem w koszulce, mniam!)...


...i we wtorek przyszedł czas na to, co nieuniknione: na POMIDOROWĄ. Wystarczyło zmiksować w blenderze (a co, mam blender, stać mnie) jednego pomidora (bo słoiki Mamusi z pomidorkami się skończyły :o), dodać tę papkę do rosołu razem z koncentratem pomidorowym, bazylią, solą i pieprzem. Procedura standardowa, zupa zjedzona. Oczywiście z ryżem, bo taka najlepsza.

Ale został KURCZAK. A trzeci dzień karmienia się na obiad płynami jakoś nas znudził, więc wymyśliliśmy SAŁATKĘ! Pożywną sałatkę, która była naszym drugim daniem.


Zrobił ją mój Luby, bo ja umiem robić pyszny rosół, a on - pyszne sałatki. Ale w sumie to razem umiemy wszystko zrobić pysznie.

Podziobał kurczaka z rosołu, do tego dodał ugotowany ryż, kukurydzę z puszki, czerwoną fasolę z puszki, jajko (ja kroiłam!), curry, sól, pieprz i nawet przyprawę do gyrosa, i mówię Wam, było pysznie, całą michę zjedliśmy. Uszy nam się trzęsły! A dodam, że to sukces, bo ja większości sałatek nie lubię z racji mojego wstrętu do warzyw i majonezu. A tu majonez był niepotrzebny, bo ryż wszystko fajnie skleił ;-) Ilości składników nie podaję, bo wiadomo: na oko.

Wychodzi więc na to, że jeden gar rosołu karmił nas przez trzy dni, a dodać muszę, że my lubimy jeść, dużo jeść, więc był to dla tego rosołu nie lada wyczyn. I było TANIO, a to teraz najważniejsze, bo kończenie przeze mnie studiów pochłania dużo pieniędzy (zdjęcia do dyplomu, opłata za dyplom, ciągłe drukowanie kolejnych wersji pracy, druk pracy ostatecznej, oprawienie pracy, rekrutacja na drugi stopień - MASAKRA, ile to wszystko kosztuje!).

Ściskam Was mocno i życzę Wam pysznych i tanich pomysłów na obiadki :D A jutro może pokażę moje pyszne, usmażone wczoraj racuszki!

Dobranoc :-)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Dzień dobry!

Dziś, wyjątkowo, zaczęłam dzień kawą. Miałam ochotę na dobrą, ładną kawę, wyszła oczywiście nieperfekcyjnie, ale co wychodzi perfekcyjnie w poniedziałkowy poranek? ;-) Dobrego dnia, Kochane!


niedziela, 14 lipca 2013

7 dni w lipcu - woda + ulubione miejsce

Wczoraj nie udało mi się dodać zdjęcia na szósty dzień wyzwania - dodaję więc dziś moją wodę i bąbelki ze słomki :-)


A dziś zdjęcie na dzień siódmy - ulubione miejsce. Nie musiałam długo się zastanawiać. Moje ulubione miejsce to...



Pisałam Wam w dniu moich urodzin, że od Ukochanego dostałam taki prezent, że aż się popłakałam ze szczęścia. A wczoraj wyznałam, że wieczorem spełni się moje marzenie. I spełniło się, jestem taka szczęśliwa. Oto fotozagadka - myślę, że banalna - zgadnijcie, cóż to było za marzenie :-)



Dobrej niedzieli, kochane! :-)

sobota, 13 lipca 2013

Lift kartki - wyzwanie Scrapgangu


Hej!


Postanowiłam zrobić lift kartki Oliwiaen w ramach wyzwania Scrapgangu:



A to moja wersja:



Wykorzystałam między innymi papierki UHK Gallery z kolekcji Gaj Oliwny, ponadto zrobiłam wstążeczkę z woreczka z organzy, na kartce znalazły się również zasuszone przeze mnie płatki róż oraz jedna cała zasuszona główka róży :-)




Poza tym, pewnie widzicie, że co nieco się na blogu zmieniło: poszerzyłam go i dodałam nowy baner. Chciałabym być mistrzynią programów graficznych, by umieć zrobić coś ładnego, no ale trudno - mam to, co zrobić potrafię :P

Zdjęcie na wyzwanie Uli pojawi się później.

A dziś wieczorem spełni się moje marzenie!

piątek, 12 lipca 2013

7 dni w lipcu - dotyk. I spokój!

Czołem :-)

Dziś, w piątym dniu wyzwania Uli, zdjęcie inspirowane tematem: dotyk. Przypomniał mi się dotyk mięciutkiej, cieplutkiej, pachnącej sierści naszej kotki, ale niestety musieliśmy się z Zosią pożegnać, więc na zdjęciu milusi dotyk pluszowego królika o wielkich uszach. A ten królik to prezent od Hani i Arka na moje urodziny - a właściwie to tylko jedna z części prezentu, na który składało się całe mnóstwo pięknych drobiazgów.


A w mojej głowie spokój, wielki spokój... Praca licencjacka została wczoraj ostatecznie zaakceptowana i podpisana przez promotorkę :-) Egzemplarz do dziekanatu złożony, a na półce czekają dwa oprawione egzemplarze, wyglądają pięknie, jestem dumna z każdej z pięćdziesięciu pięciu napisanych przeze mnie stron. Egzamin w najbliższy czwartek, oczywiście czeka mnie przed nim trochę nauki, ale wreszcie wiem, na czym stoję, wreszcie mam spokój!

Dobrego popołudnia i wieczoru! Ja lecę zajadać się spaghetti <3

czwartek, 11 lipca 2013

7 dni w lipcu - niebieski

Hej!
Dziś krótko, tylko wyzwaniowo, choć humor mam dobry i jest się czym chwalić, ale o tym może jutro :-)

Cały dzisiejszy dzień spędziłam z aparatem w torebce, licząc na to, że wreszcie zobaczę coś niebieskiego, co zechcę uwiecznić na zdjęciu i podpiąć pod czwarty dzień wyzwania Uli. I nic! Nagle wieczorem dostałam telefon od koleżanki, żebym wpadała na piwo (trzy dziewczyny z grupy świętowały dzisiejszą obronę, jak mogłabym ich nie odwiedzić?), więc wzięłam torebkę, poszłam kupić bilet, wpadłam do autobusu, skasowałam bilet i zaczęłam mu się trochę przypatrywać... bo w tym miesiącu zmieniły się wzory szczecińskich biletów komunikacji miejskiej i muszę przyznać, że wreszcie te bilety wyglądają całkiem przywoicie ;-) A w związku z nadchodzącymi Tall Ship Races (nie mam pojęcia, czy dobrze napisałam, ale jestem zmęczona, jutro sprawdzę!) na biletach znalazły się nawet żaglowce ;-)

No i tak oglądałam ten bilet, aż nagle zauważyłam jedną jego cechę, mianowicie... kolor. NIEBIESKI! Hurra! Wyciągnęłam aparat z torebki i zrobiłam zdjęcie od razu. W tle podszewka torebki i kawałek niebieskiej smyczy z kluczem do skrzynki na listy :P



Życzę Wam dobrej nocy i sama lecę spać! Jutro czeka mnie duuużo jeżdzenia po mieście i załatwiania różnych spraw... Ściskam Was mocno!

środa, 10 lipca 2013

7 dni w lipcu - coś inspirującego

Hej, hej!

Trzeci dzień wyzwania Uli, temat dziś przyjemny i... inspirujący :-)



Niesamowicie inspirują mnie Wasze blogi. Wyzwaniowe, wnętrzarskie i te, na których pokazujecie swoje prace. Nie ma dla mnie nic bardziej inspirującego, niż możliwość oglądania cudownych prac wytworzonych przez Wasze ręce. Zdaję sobie wtedy sprawę, że wszystko jest do zrobienia! Oczywiście bez Waszego talentu nie jestem w stanie stworzyć równie pięknych kartek, aranżacji, scrapów, ciuchów i torebek, ale ogranicza mnie właściwie tylko wyobraźnia, a tę mam ogromną :-) Tworząc bawię się świetnie i nieważne, czy robię małą broszkę z filcu, czy kartkę urodzinową: wytwarzanie ślicznych rzeczy pełnych mojego zaangażowania, jakkolwiek by nie były udane, niesamowicie mnie uspokaja i cieszy.

A Wasze blogi systematycznie dodaję do swojej bocznej szpalty - właściwie przenoszę do niej wszystkie witryny, które obserwuję. Nie korzystam z listy czytelniczej w profilu, po prostu wchodzę na swój blog - co i tak robię nałogowo - i na bieżąco oglądam Wasze posty. I jestem niezmiennie pod wrażeniem :-)

Pozdrawiam Was cieplutko i uciekam do pisania pracy. Dobrze, że obudziłam się w dobrym humorze, a na śniadanie wypiłam owocowy koktajl z nektarynek, moreli, kiwi i soku bananowego - jestem pełna energii! :D Dobrego dnia!

wtorek, 9 lipca 2013

7 dni w lipcu - za oknem

Hej Kochane, dziś drugi dzień wyzwania Uli Phelep.

Za moim oknem: wieżowiec, parking, plac zabaw, mnóóóstwo zieleni i... pelargonia.



Pelargonię kupiłam w Biedronce chyba w maju, nie dam sobie ręki uciąć i potraktowałam ją tak, jak zwykle traktuję doniczkowe żyjątka: sprawdzam, czy to-to słońce lubi, czy cień, ustawiam to-to tak, jak lubi, podlewam tak, jak lubi i już. Nie bawię się w odżywki, w przesadzanie, w rozmawianie z kwiatkami, bez przesady. Zakwitnie - to fajnie. Wysuszy się, zgnije albo coś to-to zeżre - trudno, wyrzucę, nie będę płakać.

I o dziwo... Pelargonia zakwitła! I wciąż coś tam się czerwieni na nowo. Chyba się polubiłyśmy.

Takie moje małe radości: czerwona pelargonia, dzisiejsze naleśniki z dżemem jeżynowym, poukładane na nowo koszulki w szafce... Tylko poza tym niemoc mnie ogarnia, jak pomyślę o swojej pracy licencjackiej. Wczoraj miała być podpisana, dziś złożona do dziekanatu, ale NIE, podpisu nie dostałam, bo JESZCZE MAŁO, jeszcze jakieś poprawki, a ja mam dosyć, ja chcę mieć już spokój! Szlag mnie trafia, jak po raz kolejny kroczę wydziałowym korytarzem z kolejną wersją pracy, mając świadomość, że są wakacje. Ech. Dziś i jutro czekają mnie więc kolejne godziny spędzone przed komputerem. A praca, pod względem liczby stron, powoli wkracza na grunt pracy magisterskiej - pomijam fakt, że inne prace w naszej grupie seminaryjnej już wybiegły poza maksymalną ilość stron magisterki, bo ciągle MAŁO, MAŁO!

Wyżaliłam się, idę pisać. Dobrego dnia.

poniedziałek, 8 lipca 2013

7 dni w lipcu - Twoje odbicie

Hello!

Dziś rozpoczęło się lipcowe wyzwanie foto u Uli. Postanowiłam wziąć udział, to jasne, ale zdjęcia będę robić spontanicznie, w ostatniej chwili, bez planowania. Wklejam tu teraz listę tematów, ale pewnie nie będę na nią zaglądać, by wyobrażać sobie, jakie zdjęcie zrobię następnego dnia.


Dzisiejszy temat: Twoje odbicie.


Ściskam Was i zapraszam do Uli, gdzie można zobaczyć zdjęcia uczestniczek wyzwania. Sama zaś biorę się (nareszcie) za scrapowanie! Buziaki! :*

piątek, 5 lipca 2013

It's a blending time!

Hej, Kochane!

Bardzo się cieszę, że mam wreszcie kilka chwil dla siebie. Do poniedziałkowego wieczoru mam spokój z pisaniem pracy, a wszystko wskazuje na to, że zrobię wtedy już ostatnie minimalne poprawki i w środę wydrukuję, oprawię i oddam pracę do dziekanatu. Spokój nareszcie! A obrona osiemnastego :-)

Muszę się Wam pochwalić, że wczoraj dostałam blender :-) To prezent od Mamy na urodziny. Sama go sobie wybrałam, zamówiłam i trafił idealnie na czas. Dziś oczywiście nie mogłam się powstrzymać i musiałam wykorzystać go do zrobienia obiadu. Zapraszam więc na...



...ZUPĘ-KREM Z PIECZAREK.
Pychotka! Przyznam, że pierwszy raz robiłam zupę-krem, ba, pierwszy raz jadłam zupę-krem (wcześniej miałam okazję tylko raz spróbować w restauracji zupy-kremu z borowików - podjadałam z talerza mojego R. ;)). Przepis znalazłam na blogu agatagotuje.pl i sprawdził się doskonale. Oto i on - minimalnie przeze mnie zmodyfikowany, naprawdę minimalnie:

Składniki: 500 g pieczarek / 2 średnie cebule / masło, olej / 2 średnie ziemniaki / dwie łyżki osiemnastoprocentowej śmietany / 1 litr bulionu warzywnego (u mnie niestety z kostki) / sól, pieprz, cukier / natka pietruszki.

Co robimy:
Kroimy cebulę (nie musi być bardzo drobno), kroimy pieczarki (na 3-5 części, więc również nie najdrobniej), kroimy ziemniaki w kostkę.

Na patelni rozgrzewamy ok. łyżki masła z dodatkiem oleju, bo samo masło się przypali. Wrzucamy cebulę, dodajemy szczyptę cukru i przykrywamy, by się zeszkliła. Następnie dodajemy pieczarki, od razu oprószamy je solą i pieprzem, smażymy na złoty kolor.

W tym czasie już powinien się gotować bulion, do którego dorzuciliśmy - po zagotowaniu - ziemniaki. Gdy ziemniaki są miękkie, a pieczarki złociutkie, dodajemy zawartość patelni do bulionu z ziemniakami. Gotujemy kilka minut. Następnie zdejmujemy z ognia, studzimy (polecam przerzucić zupkę do szerokiego płaskiego naczynia, szybciej wystygnie - ja tego nie zrobiłam i czekałam jakieś dwie godziny z burczącym brzuchem!) i wrzucamy do blendera.

Aha, gdy zupa stygnie, możemy zrobić grzanki: kroimy kilka kromek chleba w kostkę. Ja wykorzystałam chleb alpejski - jest delikatnie czosnkowy. Polecam użyć chleba wczorajszego, a nie takiego prosto z piekarni ;-) Pokrojony w kostkę chleb wrzucamy na suchą patelnię, odpalamy kuchenkę  i czasem mieszamy, żeby z każdej chwili grzanki były złociutkie. Niestety moja patelnia przy takich zabiegach już zaczyna się kopcić (potrzebuję nowej patelni o średnicy większej niż 28 centymetrów, mam za niecały miesiąc imieniny!), więc musiałam dodać trochę masła.

No to tak: grzanki zrobione, zupa zblendowana. Krem z blendera przelewamy do garnka, podgrzewamy, po czym podajemy w głębokich talerzach, dodając do każdego po łyżeczce lub dwóch śmietany; dodajemy też grzanki i pietruszkę (całą, posiekaną - jak kto woli). ZJADAMY, aż nam się uszy trzęsą!



Było pysznie, ale za godzinkę lub trzy przydałoby się wypełnić miejsce w brzusiu, prawda? No to co, dzban z blendera już umyty, już suchy... Robimy koktajl!



Nie ogarniam całej tej smoothie-terminologii, serio, dla mnie to wszystko to po prostu koktajle. Rozumiem zapożyczenia, które są przydatne, zresztą koktajl też polskim wyrazem nie jest, ale smoothie, cupcake'sy i inne cuda śmieszą mnie tak, jak ogłoszenia: szukamy merchandisera do wykładania towaru w markecie. No sorry (<- sorry ;D).
No to zrobiliśmy koktajl :-) Pokroiliśmy cztery brzoskwinie ze skórkami w kostkę, wycisnęliśmy sok z jednej dużej pomarańczy, uzupełniliśmy nektarem bananowym, dodaliśmy trochę cukru (trzeba było, bo brzoskwinie były jeszcze zielone właściwie :/) i do blendera! Pod koniec dorzuciliśmy jeszcze kilka kostek lodu - taaak, mój sprzęcior kruszy lód, ha <3 Yummy!


No to zostawiam Was z cieknącą ślinką ;D I może wreszcie troszkę się papierem pobawię?
Dobrego wieczoru!

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdaję CUKIERKI!


Heeej!

Mam dziś urodziny! :D Dzień był długi i pełen wrażeń. Od Lubego dostałam taki prezent, że aż się popłakałam ze szczęścia *.*


Szybciutko wrzucam filmik z wynikiem mojego CANDY :-) Niestety film jest cichutki, bo żaden edytor filmów nie chciał działać :< Mam nadzieję, że teraz film w ogóle działa! Wybaczcie tylko jego jakość...


Ok, teraz idę spać, bo jestem na serio zmęczona ;-)
A zwyciężczyni gratuluję! I proszę o kontakt mailowy.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...