Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Słodko, kolorowo i śmiesznie



Cześć!

Co to był za weekend... Trochę kulinarny, trochę szkolny (pierwszy egzamin na florystyce zaliczony na czwóreczkę ;-)), trochę śmieszny. A co się działo?




Zrobiłam dżem truskawkowo-rabarbarowy. Jak zwykle skorzystałam z przepisu niezawodnej Agaty (www.agatagotuje.pl) - tym razem na dżem truskawkowy bez fiksów. Zmniejszyłam proporcjonalnie ilość składników (wykorzystałam 1,5 kilograma truskawek), a do tego dodałam dwie łodygi rabarbaru. Wyszło pysznie. Dżem nie ma bladego koloru jak większość truskawkowych przetworów; jest trochę słodki, trochę kwaśny - już nie mogę się doczekać naleśników!




Do zrobienia kapturków na słoiki wykorzystałam kupiony kiedyś w Biedronce bieżnik, który po pierwszym praniu zmniejszył się o połowę i okazał się niemożliwy do wyprasowania ;-) Trochę się pośmiałam, jak ustawiłam wszystkie słoiki obok siebie i stwierdziłam, że w tych wdziankach wyglądają trochę jak... sześć małych Arabów :P




Poza tym zrobiłam gotowany sernik na herbatnikach. Czaiłam się na niego od baaardzo dawna ;-) Tym razem zdradziłam Agatę :P Przepis wzięłam z martexsweetdreams. Użyłam maślano-kakaowych herbatników z Biedry i moje ciasto... cóż, zawiera lokowanie produktu:




Robiąc dżem z truskawek odlałam słoik pysznego soku truskawkowego. Pomyślałam, że zrobię na jego bazie coś na kształt lukru, którym poleję sernik - niestety nie wyszło, sok się troszkę rozpłynął, zamiast zastygnąć, ale za to sernik nabrał lekko truskawkowego smaku, więc poza kwestią estetyczną wyszło mu to na dobre :-)




Sernik jest naprawdę przepyszny, rozpływa się w ustach. tylko dla mnie trochę zbyt słodki. Pierwszy raz od dawna użyłam do deseru dokładnie tyle cukru, ile w przepisie - a to ze względu na mojego R., dla którego miarą atrakcyjności ciasta jest to, jak mocno łupie słodyczą w zęby :P Zwykle biorę mniej cukru - tutaj użyłabym nie 150, a 100-120 gramów.


Tyle moich weekendowych podbojów kulinarnych.


Zmieniając temat - tydzień temu na zajęciach (^^) zrobiłam sobie etui na telefon. O takie byle jakie:






Szału nie ma, ale swoją funkcję spełnia.


Pozostaje jeszcze kwestia śmieszności tego weekendu. Otóż w sobotę byliśmy na Polskiej Nocy Kabaretowej w Teatrze Letnim w Szczecinie! To był mój prezent urodzinowy dla R. Właściwie od pierwszego roku studiów kusiło nas, żeby się tam wybrać, no i wreszcie postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i kupiłam bilety :-) Noc nie była ciepła, ale mieliśmy ze sobą kocyk, kupiliśmy po herbacie i jakoś przetrwaliśmy. A opłacało się! Kabarety na żywo robią dużo lepsze wrażenie niż w telewizji. Było duuużo śmiechu!


I wiecie, że już czerwiec? I zaraz sesja? Ajjj, myśleć mi się o tym nie chce!


Dobrego dnia i tygodnia <3
Dziękuję Wam wszystkim za gratulacje pod poprzednim postem ;*

poniedziałek, 3 marca 2014

Tydzień pod hasłem... #9. Poza tym: kredka, marzenia i takie tam...

Cześć, Misie Pysie!

Art-Piaskownica obchodzi w tym miesiącu piąte urodziny. Życzę Wam, zdolne i niesamowicie inspirujące dziewczyny, wszystkiego kolorowego!

Pierwsze wyzwanie urodzinowe to twórcza interpretacja tak dobrze nam znanej z dzieciństwa piosenki Kolorowe kredki... Zrobiłam więc - uwaga - kredkę :P Miała być na... kredki. Ale jest na szydełka.






Z innej beczki:
Kupiłam sobie dziś bukiet ślicznych goździków w bladoróżowym kolorze. Nie bez okazji. Dziś ja i mój R. obchodzimy czwartą rocznicę. Niestety osobno... Ja tu, w Szczecinie, a on tam - obecnie w Jebel Ali. Uwielbiam kwiaty, ale nie mam do nich ręki. A skoro o kwiatach mowa...


Kilka dni temu na moim fejsbukowym fanpejdżu napisałam, że wpadają mi do głowy pomysły, które spontanicznie zaczynam realizować. Dziś już mogę Wam powiedzieć, o co chodzi.

Otóż, kiedy byłam jeszcze w liceum, zamarzył mi się kurs florystyczny. Uwielbiam kompozycje kwiatowe. Niestety taki kurs był w mojej miejscowości dostępny za darmo wyłącznie dla osób bezrobotnych zarejestrowanych w urzędzie pracy. Potem to moje małe marzenie wracało co jakiś czas, ale szybko się ulatniało.

Aż do ostatniego piątku.


Przypomniałam sobie o tym moim małym marzeniu i postanowiłam działać. Zapisałam się do szkoły policealnej na florystykę! Od decyzji do realizacji planu minęło zaledwie kilkanaście minut. Dziś i jutro załatwiam formalności.

Oczywiście wiem, że to nie tylko układanie kwiatów, ale też nauka - między innymi o ich pielęgnacji. I z tego również się cieszę, bo na razie przesadzenie kwiatka z jednej doniczki do drugiej mnie przerasta...

Może to głupie, że zamiast myśleć wyłącznie o pisaniu pracy magisterskiej, zamarzył mi się papierek, który pewnie na niewiele mi się w życiu przyda. W dodatku sama florystyka może się Wam wydawać mało ambitnym wyborem. Ale traktuję to jako realizację mojego małego marzenia, które od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie. Oczywiście studiów nie rzucam :P Jedynie zaocznie będę sobie odpoczywała od liter przy roślinkach... Pierwszy zjazd za dwa tygodnie.


Bo jak dobrze wiemy:




sobota, 22 lutego 2014

Twórczy weekend #7: skromnie, bo nauka

Cykle od jakichś dwóch miesięcy prowadzę nieregularnie, bo sesja. Męczę się z zaliczeniami właściwie od początku stycznia i mam już dosyć. Przede mną poprawka w ostatnim możliwym terminie, czyli w środę. Będzie rzeźnia, ale może dam radę. A już dzień później zaczynam semestr letni...

Mam ostatnio straszną ochotę coś pokleić, zrobić kartkę, tag, cokolwiek, ale czas mi na to nie pozwala. Po środzie na pewno usiądę nad papierkami! Na razie w wolnych chwilach męczę szydełko, bo nie robi tego całego ścinkowego bałaganu :-) Dziś twórczy weekend skromny. W tym tygodniu wyszydełkowałam dwie czapki - zdjęcie tylko jednej, bo nie miałam okazji sfotografować drugiej. Czy ja już mówiłam (na przykład milion razy), że mam dosyć swojego aparatu w telefonie i poproszę wielkanocnego baranka czy innego zająca o wymarzoną cudną lustrzaneczkę?




To moja czarna czapka. Druga - niemal identyczna - jest ciemnoszara i należy do Mamy.


Teraz robię jeszcze proste getry, ocieplacze na nogi, na życzenie Babci. Tak to już jest w mojej rodzinie, że ja dziergam dla Mamy i Babci, a nie odwrotnie :P


A dziś Dzień Myśli Braterskiej! Dzień ważny dla każdego harcerza :-) Udało mi się nawet świętować na hufcowym świeczkowisku, gdzie miałam okazję spotkać dawnych i niedawnych znajomych i przyjaciół.


Tymczasem idę sobie... nie, nie do nauki, a spotkać się z tymi dawnymi i niedawnymi znajomymi i przyjaciółmi - tym razem w mniej oficjalnych okolicznościach ;-) Dobrze jest czasem odwiedzić rodzinne miasto! A już pojutrze do Szczecina...

środa, 5 lutego 2014

Odpoczynek przy włóczce. Czapka i druty!

Hej hej!

Wiem, że środek tygodnia niewiele ma wspólnego z weekendem, ale ostatnio twórczy weekend zaniedbuję ze względu na sesję, więc skoro w środę mam chwilę, to i środa jest dobra na pokazanie włóczkowego tego i owego :-)

Dostałam wczoraj paczkę od Mamy! Znalazłam w niej między innym włóczkę ze sprutego przez Mamę komina. Ma przepiękny kolor! Mocno, ale nie rażąco różowy, trochę malinowy... Natychmiast sięgnęłam po szydełko i powstała czapa... czapunia!




Jest mooocno fasolkowata, ojj przepraszam: to beanie :P


A poza tym uczę się robić na drutach - tak to wyglądało wczoraj, co pokazałam już na Facebooku:




Oczywiście szybko rzuciłam druty i włóczkę w rozmiarze 3, przerzuciłam się na 6 mm... Ajjj jak ja nie lubię pracować na takich cienkich nitkach! A jak widzę szydełka, których rozmiar zaczyna się od zera i przecinka, to aż mnie skręca na myśl o tej misternej robocie, na myśl o tych nitkach i kordonkach... Grubaśne włóczki są najpiękniejsze i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Moja miłość do włóczek zaczyna się na sześciu milimetrach, a szczytową formę osiąga gdzieś przy... dziesięciu? dwunastu? Grube włóczki są po prostu takie miłe w dotyku, uwielbiam dokładnie widzieć splot w robótce, niech to będą nawet zwykłe słupki jeden obok drugiego - każdy splot, każdy wzór zrobiony grubą włóczką chwyta mnie za serce! :-)


Przypominam Wam o CANDY! Informacje na Facebooku.


Dobrego wieczoru!

niedziela, 26 stycznia 2014

Twórczy weekend #6: 3 razy S

Czyli serwetka, sny i scrap.
Po kolei:


Zrobiłam serwetkę




Zrobiłam mały śnieżynkowy łapacz snów na bazie do bransoletki



Zrobiłam zimowego scrapa



Konieczność pstrykania zdjęć telefonem irytuje mnie coraz bardziej...

LO-sa zgłaszam na śniegowe wyzwanie Piątku Trzynastego.



Dobrej niedzieli!

niedziela, 12 stycznia 2014

Twórczy weekend #5 - i znowu szydełko!

Cześć :-)

Ostatni dzień wyzwania Uli upływa nam na interpretowaniu tematu: handmade. U mnie dzisiaj bez szału, pokażę Wam tylko podstawkę pod garnek, o której pisałam w ostatnim poście, a także koszyczek. Podstawkę zrobiłam ze sznurka jutowego i home-made zpagetti, natomiast koszyczek ze sznurka jutowego i kawałka sznura - chyba wiskozowego - na którym mój R. uczył się węzłów żeglarskich ;-)






Koszyczek jest bardzo wiotki, chciałabym go usztywnić - można krochmalić jutę?


A teraz uciekam trochę ogarnąć siebie i mieszkanko, bo będę dziś miała gości :-) Buziaki!

sobota, 11 stycznia 2014

Twórczy weekend #4

Hej ho!

Dziś zinterpretuję tematy z piątego i szóstego dnia wyzwania fotograficznego na blogu Sen Mai, a jednocześnie poczęstuję Was czwartą edycją mojego Twórczego weekendu. Tematy z wyzwania pięknie mi się komponują z cyklem :-)

A zatem...




Minimalizm jest dla mnie gustowną oszczędnością w formach, kształtach, kolorach i ich połączeniach. Taką oszczędnością, która sprawia, że to, co nas otacza i to, co w nas siedzi, staje się jeszcze bogatsze.

Na tym brzydkim ciemnym zdjęciu (z ostatniej chwili: mój aparat jest gdzieś między Pakistanem a Indiami) widzicie półeczkę przy wejściu do naszego mieszkanka. Nie będę oszukiwać, że w całym mieszkaniu jest tak minimalistycznie :P W każdym razie to połączenie dwóch kolorów, niezawodnych bieli i czerni, a także prostych kształtów, daje efekt, jaki lubię. Jest ładnie i funkcjonalnie, i tak właśnie ja widzę minimalizm. Nie tylko we wnętrzach, ale też w szafie czy w organizacji własnego czasu.

W ramach cyklu: koszyczek na klucze. Zrobiłam go szydełkiem z home-made zpagetti. W skrócie: koszyczek powstał ze starego T-shirtu mojego chłopaka :-)






Zebrałam na stoliku to, czym zajmuję się lub chcę się zająć podczas tego weekendu. Mamy tu szydełkowanie, a w jego ramach między innymi ukończenie serwetki, którą zaczęłam robić dwa czy trzy tygodnie temu. Mamy też stempelki, które oznaczają, że chyba sobie scrapnę. No i mamy kalendarz, który uzupełniam kolejnymi zaliczeniami i egzaminami, a także książki, które pomagają mi ogarnąć magisterkę. Aha! Jest też pomarańcza, którą jeszcze dziś wykorzystam przy robieniu sernika na zimno!

Weekend mam więc wypełniony po brzegi rzeczami, które chcę zrobić... i może nawet mi się to uda.

A jeśli chodzi o szydełkowanie, to ostatnio tonę w babcinych kwadratach. Powyższa serwetka tworzy się na bazie granny's square. Powoli pracuję nad narzutą, robię też poduszkę. Niestety już mi się włóczki pokończyły i chwilowo robota stoi.






A dziś z jutowego sznurka i włóczki otrzymanej z czarnego T-shirtu zrobiłam podstawkę pod garnek :-)  Oczywiście też kwadratową :-P Niestety zdjęcia mi takie parszywe wyszły, ze kiedy indziej ją pokażę.


Życzę Wam dobrego wieczoru! I uciekam robić sernik.

czwartek, 9 stycznia 2014

Lubię

Dziś, w czwarty dzień wyzwania Uli, po raz pierwszy w tej edycji nie zobaczycie na zdjęciu mojej łapki ;-) Zobaczycie za to ulubione do pracy kreatywnej przedmioty i kolory. To tylko symbolika, bo gdybym miała pokazać wszystko, z czego uwielbiam tworzyć, to z pewnością by mi to w kadr nie weszło.



Widzicie zatem dwie pasje, które urodziły mi się w ubiegłym roku:
- zabawę z papierem, a więc scrapbooking, cardmaking i tym podobne rzeczy,
- szydełkowanie.

Poza tym: kolory. Przechodzę różne fascynacje konkretnymi kolorami, ale te naturalne, spokojne barwy kocham niezmiennie. Szarości, beże, biele. Przełamane jakimś żywszym kolorem: niebieskim lub czerwonym. Uwielbiam!

Na zdjęciu widać klej Tacky Glue. Kupiłam go w Empiku, bo skończył mi się Magic i nie było już gdzie go kupić, otwarte były już tylko centra handlowe. Tacky Glue polecany jest przez producenta do papieru, do projektów DIY itp. Okazało się, że jest naprawdę fajny! Wygodny w użyciu, ładnie się dozuje. Opakowanie ma dużo lepsze niż Magic, który lubi pękać przy wyciskaniu kleju czy zwijaniu tubki. Po wyschnięciu jest przezroczysty i trzyma mocno. Polecam, choć nikt mnie nie sponsoruje ;-)


Teraz biorę szydełko w dłoń, włączam jakąś spokojną muzykę i odpływam myślami w siną dal!
Buziaki!

środa, 8 stycznia 2014

Dziergu dziergu, herbu herbu

Hello!

Jest wieczór, wspaniały wieczór, kiedy czuję się strasznie zmęczona, a jednocześnie szczęśliwa, że przetrwałam środę. Mam ochotę się już położyć spać, a z drugiej strony fajnie jest korzystać z tego błogiego stanu, popijając herbatkę...



Jest pięknie, kiedy mogę sobie tak spokojnie siedzieć i szydełkować, tonąć w babcinych kwadratach, w ukochanych szarościach, a jednocześnie popijać herbatę z kubka z bałwankiem, który to kubek dostałam w trzeciej czy czwartej klasie szkoły podstawowej od mikołaja na zajęciach tanecznych...

Chciałam Wam pokazać, kiedy herbata smakuje mi najlepiej, kiedy nie mogłoby jej zabraknąć. A dlaczego chciałam? A dlatego, że herbata to temat pierwszego wyzwania fotograficznego u Weroniki. Aż mi wstyd, że takie szumy, że zdjęcie brzydkie, z telefonu, ale za bardzo kocham herbatę i grube włóczki, by Wam tego zdjęcia nie pokazać, by nie uwiecznić dla Was tej chwili, w której mi tak dobrze i spokojnie.

Herbata do niedawna była u mnie tylko dobra czarna liściasta; piłam ją z odrobiną cytryny albo i bez. I kiedyś koniecznie z cukrem, a teraz się od cukru odzwyczaiłam i tylko kawę słodzę, choć próbowałam nie słodzić, no ale nie dało się, zupełnie mi nie smakowała. A kawę rzadko teraz piję, więc czasem na odrobinę słodyczy można sobie pozwolić. Ostatnio natomiast przerzuciłam się na herbaty zielone, bo niby zdrowsze, na początku smakowały mi jak siano zalane wrzątkiem, ale teraz już je po prostu bardzo lubię - i zwykłe, i owocowe, i ekspresowe, i liściaste... Jakaś mało wybredna się zrobiłam, choć jak napiję się jakiejś dobrej gatunkowo liściastej, to czuję różnicę, oj, czuję.

Zostawiam Was więc z tą włóczkową scenką rodzajową. A jeśli ktoś jest ciekawy, nad czym pracuję i dlaczego tonę w kwadratach - zapraszam do poprzedniego postu, może coś się rozjaśni :-)

I dziękuję Wam wszystkim za komentarze pełne dobrych życzeń pod porannym zdjęciem!


Dobrej nocy :-)


wtorek, 7 stycznia 2014

Tak się bawię

Wyzwania u Uli dzień drugi. Dziś pokażę Wam swoje zabawki!





A w odpowiedzi na komentarze pod moim wczorajszym zdjęciem: no, no, okazuje się, że język migowy jest całkiem intuicyjny! Miałyście rację, dziewczyny: ostatnio jestem leniwa.


Lecę do nauki i dziergania. Buziaki!

poniedziałek, 6 stycznia 2014

SŁOWO o mnie & Tydzień pod hasłem... #6

Cześć!

Wystartowało styczniowe wyzwanie fotograficzne Uli. Dziś dzień pierwszy - zajrzyjcie na blog Uli, by zobaczyć inne interpretacje tematu Słowo, które ciebie przedstawia.

A zatem... Słowo, które mnie przedstawia:


Uczyłam się kiedyś języka migowego. Kto nie zna polskiego alfabetu - niech sam znajdzie tłumaczenie :-) Tak, tak - może przy okazji któraś z Was się zainteresuje i postanowi nauczyć się podstaw języka migowego? Zachęcam!

Powyższe słowo charakteryzuje mnie ostatnio i nie jestem z tego dumna. Takie dni. Właściwie to odnosi się tylko do obowiązków. Bo jak w grę wchodzi zrobienie czegoś, co lubię, to... działam! O, tak jak tutaj:



Ostatnio uzbierało mi się mnóstwo twórczych planów na styczeń i nie wiem, jak pogodzę to ze zbliżającą się sesją i koniecznością odrobienia nieobecności na zajęciach... Ale dam radę. Muszę się tylko zorganizować.

Dziś poniedziałek, a co to oznacza? Ano to, że dzielę się z Wami hasłem, które będzie mi towarzyszyło w tym tygodniu:


Zachęcam Was do uczynienia tych słów także swoim hasłem na tydzień, albo i na dłużej. Wyobraźcie sobie siebie za rok, za dwa, za dziesięć lat - co chcecie wtedy wspominać? Za spełnienie jakich marzeń będziecie sobie dziękować? Zróbcie to już dziś, jutro, za tydzień; róbcie codziennie to, co uszczęśliwi przyszłe wersje Was samych.

A na blogu pojawił się nowy nagłówek. Jak Wam się podoba? Niebawem więcej zmian!


Ściskam Was mocno :-) Do zobaczenia w kolejnych dniach wyzwania.
Zapraszam też do polubienia mojej strony na facebooku. Buziaki!

sobota, 20 kwietnia 2013

Lidka, szydełko i czołg

Bez śmiechu proszę! Ja i szydełko to niezbyt fortunne połączenie, no ale lubię skubane, więc burzliwy ten nasz związek: rozstajemy się, wracamy... trochę się na siebie denerwujemy a potem znów jesteśmy w siebie wpatrzeni. Tak. Ja i szydełko.

Nie potrafię zrobić równo dwóch rządków słupków, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych sprawach... Ale mój ukochany (tak, ten, co ostatnio 22 lata skończył :P) poprosił mnie o SZYDEŁKOWY CZOŁG. Tak, czołg. No i cóż mi pozostało... nic, tylko robić! Podłubałam, powymyślałam, koła przyszyłam, czołg na filcu umieściłam, na kawałku włóczki to wszystko zawiesiłam, no i jest. Oto on:



Błagam, nie oceniajcie tego :D Bo aż mi wstyd, no ale pokazać trzeba, co się stworzyło, prawda? Ach, te krzywe oczka, te krzywe słupki, półsłupki... A to cudowne zakończenie robótki... Nic, tylko firany dziergać!

Bądźcie wyrozumiałe ;-) Buziaki!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...