sobota, 20 kwietnia 2013

Lidka, szydełko i czołg

Bez śmiechu proszę! Ja i szydełko to niezbyt fortunne połączenie, no ale lubię skubane, więc burzliwy ten nasz związek: rozstajemy się, wracamy... trochę się na siebie denerwujemy a potem znów jesteśmy w siebie wpatrzeni. Tak. Ja i szydełko.

Nie potrafię zrobić równo dwóch rządków słupków, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych sprawach... Ale mój ukochany (tak, ten, co ostatnio 22 lata skończył :P) poprosił mnie o SZYDEŁKOWY CZOŁG. Tak, czołg. No i cóż mi pozostało... nic, tylko robić! Podłubałam, powymyślałam, koła przyszyłam, czołg na filcu umieściłam, na kawałku włóczki to wszystko zawiesiłam, no i jest. Oto on:



Błagam, nie oceniajcie tego :D Bo aż mi wstyd, no ale pokazać trzeba, co się stworzyło, prawda? Ach, te krzywe oczka, te krzywe słupki, półsłupki... A to cudowne zakończenie robótki... Nic, tylko firany dziergać!

Bądźcie wyrozumiałe ;-) Buziaki!

piątek, 19 kwietnia 2013

Candy u felt&ribbon

Ustawiłam się w następnej kolejce po słodkości. Tylko, kurczę, nie mam z kim rywalizować! Zerknijcie, bo Barbara Sienkiewicz robi cuda dekupażowe i nie tylko, a do wygrania biżuteria :-)



Tymczasem wracam do mojego kolażopodobnego segregatora, którym pochwalę się w kolejnym poście.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Kinderbal!

Przedwczoraj świętowaliśmy urodziny Roberta. Zrobiłam mu kinderparty!


Były dekoracje...



...i ciasto z Biedronki (piekarnik nie działa :<) ze świeczkami...



...i nawet taka tablica i kreda:



Nie zabrakło oczywiście prezentów! Oto podgląd jednego z nich:



A do tego pyszna pizza i inne przyjemności :-) Jeszcze raz wszystkiego dobrego, Kochanie!


A teraz do Was, dziewczęta młode i jeszcze młodsze, mam pytanie! Co polecacie do zobaczenia w Poznaniu? I nie mówię tu o zabytkach dobrze znanych, o które i tak z pewnością zahaczymy. Może macie jakieś miejsca ulubione? A może wiecie, gdzie można dobrze zjeść bez przesadnego obciążania studenckiej kieszeni? Liczę na Waszą pomoc! Buziaki!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Niedzielne przyjemności

Witajcie, Kochani (a właściwie: Kochane - nie ma się co oszukiwać, społeczność nasza jest sfeminizowana :D)!

Niedzielne przyjemności zaczęły się, oczywiście, od śniadania:


Tym razem nie na słodko. Zrobiłam sałatkę zainspirowaną różnymi przepisami, ale finalnie jest to sałatka mojego pomysłu :P Na spód kładziemy grzanki (pocięte na kostki kromki chleba, które smażymy na niewielkiej ilości oleju i masła na złoty kolor, dodając przyprawy - u mnie sól, pieprz, pieprz ziołowy i zioła prowansalskie), na nie pokrojoną w paski, wysuszoną w pół minuty na patelni (tej samej, na której robiłam grzanki) szynkę, następnie kiełki brokułu (tak, tak, moi drodzy: brokułu, choć na opakowaniu widnieje napis kiełki brokuła, brr), a na wierzch jajka pokrojone wzdłuż w ósemki. Położyłam też na wierzchu kilka pasków szynki. Wszystko posypałam delikatnie pieprzem. Można to wymieszać z majonezem, ale ja nie lubię :P Wersja mniej tłusta, a zdrowsza i lżejsza: grzanki robimy na suchej patelni, szynki nie wrzucamy na patelnię lub też wrzucamy bez tłuszczu. Następnym razem zrobię lżejszą wersję i dodam jeszcze trochę kukurydzy.


Po śniadaniu byliśmy na spacerze, bo pogoda była cudna, założyłam trampki i lekką kurteczkę, słońce świeciło nieprzerwanie, a temperaturę szacuję na minimum 18 stopni Celsjusza. Poszliśmy nad Uroczysko, czyli nad taki staw wędkarski koło Jeziora Głębokiego. Popatrzyłam na wodę, kaczki, emerytów na ławkach; sama też mrużyłam oczy przed słońcem siedząc na ławce - coś wspaniałego!



Wiem, że jestem monotematyczna, ale szczerze mówiąc: mam nadzieje, że teraz każdy weekend aż do jesieni będzie taki słoneczny, zachęcający do pysznych śniadań i spacerowania... Jeśli moje marzenie się spełni, to co tydzień będę Was męczyła podobnymi zdjęciami :P


Aha! Zarezerwowaliśmy sobie właśnie apartamencik (tak, apartamencik! w bardzo przystępnej cenie!) na majówkę w Poznaniu. Nie mogę się doczekać zwiedzania! Postawiliśmy na zwiedzanie właśnie, bo po pierwsze przy polskiej niepewnej pogodzie to jedyny rozsądny wybór, po drugie do morza za blisko i mój Marynarz jeszcze się na nie napatrzy, po trzecie do gór za daleko, a chcieliśmy krótkiego, oszczędnego wyjazdu. A Poznań jest stosunkowo blisko Szczecina, a z Poznania nawet blisko do Mamy na pozostałe majówkowe dni :-) 


Ściskam mocno! Łapcie słońce koniecznie, bo już wtorek ma być deszczowy!

sobota, 13 kwietnia 2013

Jesteśmy odkrywcami!

Witajcie wieczorem pod moją parasolką :-)


Włosy potargane wiatrem i deszczem... No cóż, zdarza się :-)


Byliśmy dziś na spacerze. Poczuliśmy się trochę jak odkrywcy, choć przecież mnóstwo osób zna to miejsce, które odkryliśmy i nie jest ono żadną tajemnicą dla przeciętnego szczecinianina - czy to rodowitego, czy przyjezdnego. Mowa o ruinach wieży Quistorpa. Możecie o niej poczytać między innymi tutaj.

Zanim jednak dotarliśmy do ruin, które znajdują się w lesie, a spacer do nich przypomina trochę górską wędrówkę, za którą tęsknię, spotkaliśmy żabę. Trochę była ruchliwa i na jedynym ostrym zdjęciu ucięło jej nogę. Na początku się jej przestraszyłam, bo jak kątem oka widzę pierwsze ruszające się oznaki wiosny i lata, to zawsze ciężko mi się przyzwyczaić :D Jednak nie żaba cieszy mnie na tym zdjęciu najbardziej... Spójrzcie tylko: zieleń! roślinki!



Trzeba było jednak żabę zostawić w spokoju i ruszyć w stronę wieży. Swoją drogą, mamy tam jakieś 25 minut piechotą z domu! Niesamowite: zaledwie kilkaset metrów i jesteśmy w lesie. Słychać co prawda samochody, ale to jednak jest jakaś namiastka pozamiejskiego spokoju...

To okna od środka oraz wieża z boku. I Robert, też z boku:


Obok wieży stoi równie zrujnowana rzeźba. Nie ma głów, dłoni. Z tego co przeczytałam, przez wiele lat leżała na schodach przed ruinami. Była jeszcze druga, ale została skradziona.




A wewnątrz wieży zachowała się taka posadzka. Dla mnie to wszystko niesamowite...



No i jeszcze ja na ruinach (właśnie przeczytałam, że są jakieś napisy i tabliczki informujące o zakazie wchodzenia na wieżę - w ogóle ich nie zauważyłam... No i weszliśmy):



Do domu wróciłam wesoła z ubłoconymi butami i spodniami :-) Jednak - kiedy byliśmy tam, przy ruinach - oboje się zastanawialiśmy, dlaczego ludzie są tak głupi. Z jednej strony widać tu idiotyzm władz miasta, które od lat zająć się tym zabytkiem nie potrafią, z drugiej - bezmyślnych ludzi, którzy przychodzą na wieżę imprezować. Na jej szczycie, a właściwie na szczycie ruin, jest (sic!) miejsce na ognisko, obok leżą puste butelki, a ściany pokryte są bzdurnymi graffiti... Nie rozumiem ludzi. Naprawdę nie rozumiem.

Podzieliłam się więc z Wami naszym pierwszym w tym roku wiosennym spacerem, który wprowadził mnie w iście słoneczny nastrój. A Wy macie w swoich miejscowościach takie magiczne zakątki? :-)

Słońce na śniadanie

Moje skojarzenia z latem? Słońce, upały, góry, rower, sukienki i... pyszne owoce! Uwielbiam maliny, wiśnie, jagody. Moja Mama każdego roku zamyka trochę lata w słoikach. A ja potem zdejmuję te słoneczne smaki z półek, czaruję nimi ciasta, herbatki... Ale można przecież już od rana zorganizować sobie lato i zrobić pyszny omlet!


Najbardziej lubię omlet biszkoptowy: wystarczy wymieszać 2 żółtka, 2 łyżki mąki, ewentualnie trochę mleka, dodać do tego pianę ubitą z białek i usmażyć na maśle. Ale nie mam teraz miksera i ubijanie po raz kolejny sztywnej piany z białek malutką trzepaczką jest dla mnie ostatecznością. Zrobiłam więc omlet mniej puszysty, ale równie pyszny: 2 jajka roztrzepałam z łyżką mąki, łyżką mleka, paczką cukru wanilinowego i usmażyłam na maśle. Ważne, żeby masło nie było bardzo mocno rozgrzane, bo szybko się pali. Omlet należy zacząć smażyć, jak tylko masło się rozpłynie na patelni.
Właściwie robiłam dwa omlety, ale... drugi spaliłam, bo zajęłam się robieniem zdjęć :3 Zjedliśmy więc jednego na pół, a potem udało się jeszcze uratować niespalone skrawki drugiego, hihi :D


Proponuję każdemu raz na jakiś czas zrobić sobie taką małą poranną ucztę - zostawić w spokoju bułki, szynkę i pomidory ;-) Odkręcić słoiki, w których wcześniej zamknęliśmy lato i pozwolić sobie na trochę więcej kalorii.

Dobrego dnia wszystkim! Mój na pewno będzie dobry po takim śniadanku :-)

piątek, 12 kwietnia 2013

Filcowa broszka

Tak, wiem: cztery godziny temu powiedziałam, że biorę się za szydełko. No ale jakoś nam ze sobą nie po drodze... Z koszyczka wyjęłam natomiast arkusze filcu, przybory do szycia i zaczęłam myśleć. Wpisałam w Google co nieco i znalazłam ten post na blogu Mamy z pomysłem. Od razu wzięłam się do roboty, bo lubię takie proste rzeczy, które można łatwo i szybko zrobić :-)



A oto przepis:
Wycięłam z filcu prostokąt o wymiarach 24 cm x 8 cm. Złożyłam go na pół i brzeg zafastrygowałam:



Z drugiej strony zrobiłam wcięcia, które utworzyły paski - tak, jak to widać na zdjęciu:



Następnie cały pasek zwijałam powoli w rulon, który utrwalałam igłą i nitką u jego nasady (tam, gdzie jest fastryga). I tak powstało coś na kształt kwiatka:



Nie mam niestety zapięć do broszek, użyłam więc zwykłej agrafki, którą przyszyłam tak brzydko, że Wam nie pokażę :P I gotowe! Ja co prawda broszek na ubraniach raczej nie noszę, ale do czegoś to-to pewnie przypnę. Pomyślałam, że ciekawie wyglądałyby np. cztery takie połączone kwiatki, z których powstałaby kula, którą z kolei można by nadziać na wykałaczkę i włożyć do wazonu... Co Wy na to?



W ogóle bardzo lubię tworzyć z filcu, chyba wybiorę się niedługo po kilka nowych arkuszy. Mam w głowie pewien pomysł :-) Kiedyś nawet sama próbowałam filcować na mokro. Kilka kulek zrobiłam!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wiosenne powitanie

Witajcie, Bloggerzy i Bloggerki :-) Na dzień dobry powiem tylko, że przeniosłam się tutaj stąd:

www.6dni.blox.pl

Jeśli więc ktoś chce mnie lepiej poznać - zapraszam na mój stary blog.

Więcej powitalnych tekstów nie będzie, wszak to tylko przeprowadzka.

Wiosna odświeżyła moje blogowe plany, zmieniłam platformę, powoli dostosowuję wygląd. Ale wiosnę wprowadziłam też wczoraj do domu - a wszystko za sprawą małego bukietu żonkili:


Trochę porządków (znalazłam wreszcie koszyczek na moje drobiazgi do włosów), trochę kolorów (nowe maty na stół, rzeczone żonkile i czerwone jabłka) - i mamy wiosnę! Wczoraj po południu odpoczywałam w tych kolorach, z komputerem i herbatą... A propos herbaty: pierwszy raz piłam herbatę czerwoną. Gdy ją zaparzyłam, wciąż męczył mnie jakiś zapach... Co ja czuję? Ryba, śledź? Taaak! Czerwoną herbatę czuć śledziem... Na szczęście smak nie jest śledziowy :P

Buziaki!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...